Dzień zajęć integracyjnych i międzykulturowych był już za nami. W sobotę
rano wstałam pełna ciekawości, bo to od dzisiaj miały się rozpocząć zajęcia
muzyczne. Szłam słoneczną Starówką i zastanawiałam się, co to będzie za dzień.
Sala w SCEK była pełna luster. Siedzieliśmy w kręgu, a niepozorna pani
Magda Stępień na naszych oczach z każdą chwilą przemieniała się w mistrza
rytmiki. Było mnóstwo śmiechu, ale i nauki: wybijaliśmy różne rytmy,
tworzyliśmy kanony, naśladowaliśmy gesty, a nawet tańczyliśmy Krakowiaka. Pani
Magda fruwała centymetr nad ziemią. Krążąc między nami stopniowo wyzwala w nas
pokorę, bo dosyć szybko przekonaliśmy się, że rytmika wcale nie jest tak prosta
i oczywista, jakby się to na pierwszy rzut oka mogło wydawać.
Po obiedzie odbyły się pierwsze zajęcia nauki pieśni białoruskiej. „Ach mój
Jezu” wszystkim bardzo się spodobało. Było piękne i dostojne, a Svieta okazała
się bardzo dobrą dyrygentką. Pod koniec zajęć byłam z siebie dumna, że tak
szybko ogarnęłam tekst i nuty.
Na wieczór zaplanowaliśmy wyjście na koncert Pascal Schumacher Quartet,
który odbywał się na Rynku Starego Miasta w ramach XIX Międzynarodowego
Plenerowego Festiwalu Jazz. Muzyka była piękna, a na koniec dnia uraczyliśmy
się spacerem i lodami włoskimi, bo Svieta już od dwóch dni mówiła tylko o
lodach.
A to dopiero początek świetnego czasu, jaki spędziłam dzięki temu
projektowi. Wiedziałam, że będzie super, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo.
Wymęczona po sesji zastanawiałam się, czy będę miała siłę w pełni uczestniczyć
w projekcie. Okazało się, że One Voice było dokładnie tym, czego w tamtym momencie
potrzebowałam.
Ostatni obraz, jaki zapamiętałam z soboty 29 czerwca, to radosne oczy
Sviety spoglądające na mnie zza wielkich kręconych lodów.
Maja Kurpiewska
fot. Karina Krystosiak